10 najlepszych gier – spojrzenie (rzecz jasna) subiektywne

Wiem, wiem, dawno już na Cafe Royal nie pisałem. Nawet bardzo. I trochę mi, przyznam, brakuje, pisania takich form dla przyjemności, w czasach gdy trudno mi czasem nadgonić nawet z regularnym blogiem i Niedzielnymi Graczami. Zwłaszcza, gdy w tle dłubię sobie kilka „dłuższych” form.

Pomyślałem więc, w ramach relaksu po pracy, zająć się jednym z tematów, które chciałem od dawna poruszyć.

Co i rusz spotykam się z rankingami najlepszych gier wszechczasów. Jestem graczem od szczyla, od starej, dobrej atarynki. Oczywiście, że muszę mieć własny ranking! Czy będę się upierał, że najlepszy? Nie, jasne, że nie! Po prostu jak się ze mną nie zgodzisz, możesz zostać w ciemnej alejce napadnięty przez pluszowego królika z maczetą. Ot, ryzyko życia, takie rzeczy się zdarzają.

Żartuję, żartuje. Fluffy nie potrzebuje maczety, ma szpony.


Więc, drodzy goście… Czas na ranking! Dla jasności – jestem głównie PCtowcem (+mam nieco doświadczenia z romami starszych maszyn, no i starym dobrym Atarii XL), więc lista dotyczy tytułów z tego zakresu.

1. Tie Fighter (Nagród pocieszenia brak)

Jeśli miałbym zapamiętać jedną tylko grę ze wszystkich, w które grałem, byłby to właśnie Tie Figher. Niesamowicie klimatyczny symulator kosmiczny ze świata gwiezdnych wojen. W jednym z absolutnych historycznych wyjątków, od początku do końca rozgrywany po właściwej – ciemnej – stronie mocy.  Dziś ciężko do niego wrócić (choćby ze względu na brak joysticka), ale wspomnienia z tamtych rozgrywek będą ze mną długo. Trudny, wymagający, ale niezwykle klimatyczny. Pełen sekretów, tajnych misji ku chwale imperatora, z interesującą i bogatą fabułą. Ta muzyka! Ta akcja!

Kolejna część, X-Wing vs Tie Fighter już tego nie miała. Ostatnia z cyklu – X-Wing Alliance – nieco zbliżała się do poprzedniczki, ale nie udało się jej sięgnąć tych samych wyników.

Gra dająca niesamowicie dużo frajdy. No i oczywiście okazja do służby pod Admirałem Thrawnem, świeżo po lekturze trylogii Zahna.


2. Grim Fandango (Nagród pocieszenia brak)

Jedna przygodówka, którą pamiętam przez lata. Historia miłosna w meksykańskiej krainie umarłych, fascynujący, bardzo detalicznie wykreowany świat, piękna (jak na tamte czasy) grafika, niesamowita muzyka (Companeros!)

Jeśli nie znasz, wersja Remastered jest zdecydowanie warta powrotu do tego tytułu.


3. Saints Row IV (Nagród pocieszenia brak)

Krótkie wyznanie – mam serio dość prób „urealistycznienia” gier.

Nie po to gram, żeby w ramach gry iść i obejrzeć sztukę. Serio, lepszą sztukę obejrzę po prostu idąc na sztukę. Nie marnujcie mojego czasu na rzeczy, które mój komplecjonistyczny mózg będzie chciał zrealizować, a które po prostu nie są esencją zabawy.

Saints Row IV to rozumie. Ta gra wie że jest grą. Nie próbuje niczego udawać. Od początku do końca jest po prostu esencja zabawy, jedną wielką power fantasy, nie zwalniającą choć na krok. I jest w tym wybitna.

Drugie wyznanie – mam serio dość gier z otwartym światem. Mam ponad 30 lat. Nie mam czasu na bieganie od mało istotnej znajdźki do kolejnej mało istotnej znajdźki. Jak już je znajdę, to niech mi coś chociaż dają. Saints Row IV to rozumie, więc jego otwarty świat nie jest za duży, a znajdźki naprawdę ciekawe, bo pozwalające mi lepiej poznać postacie, z którymi już się zżyłem.

No i do tego końcówka, z niesamowitym odwołaniem do Transformers the Movie. I z cudownym twistem w outro. Jak tego nie kochać?


4. Final Fantasy VIII (Nagród pocieszenia brak)

Tak, osiem.

Tak, wiem, wszyscy uwielbiają siódemkę. A ja akurat uwielbiam ósemkę. I to mimo, że (wyznanie) nigdy jej nie przeszedłem. Nieważne. Pierwszy dysk tej gry zawierał więcej ciekawych motywów, niż pojawia się w zasadzie w każdej innej części cyklu. Dla mnie absolutną perełką – i powodem dla którego będę tą grę zawsze uwielbiał – było piękne pokazanie mocy antagonistki. Coś, z czym przez lata męczyły się niezliczone gry (choćby Mass Effect 3 z ich śmiesznymi Reaperami rozwalanymi na prawo i lewo), tu było zrealizowane pięknie.

No i muzyka. Liberi Fatali od którego się zaczyna jest dobre… Ale prawdziwa perła to transowe Fithos Lusec Wecos Vinose

I tak, lubię Eyes on Me. I całą historię z Laguną i Rain. Wiem, że to tandetne. I don’t care.


5. Deus ex (Nagród pocieszenia brak)

Gra, która otumaniała wyborem. Pierwsza misja z terrorystami, którzy przejęli statuę wolności… Wow. To było coś, co na tamte czasy otumaniało. Ba, coś co do dziś rzadko kiedy jest realizowane choć w niewielkiej części. Do tego świetny miszmasz wszystkich możliwych teorii spiskowych, niczym Moulder na LSD łączący niezliczone wątki. Inne Deus Exy miały swoje chwile, do dziś mam chrapkę na płaszcz Jensena z Human Revolution (niestety żadna replika jaką widziałem nie oddaje tego łapiącego światło wzoru fleur-de-lys), ale oryginał wciąż pozostaje niezrównany.


6. Portal 1 i Portal 2 (Nagród pocieszenia brak)

Jedno słowo: GLADos. „Well done. Here come the test results: You are a horrible person. That’s what it says. A horrible person. We weren’t even testing for that.” Czy jest jakakolwiek postać, która silniej zapadnie w umysłach graczy? Cóż, jest kilku potencjalnych rywali. Np…


7. Thief: The Dark Project i Thief 2: The Metal Age (Nagrody pocieszenia: Metal Gear Solid)

Pierwsza w historii „skradanka”, skłaniająca raczej do dyskrecji, unikania i ogłuszania strażników, niż do morderstw czy otwartej walki. No i obsada.

Niewiele gier może się pochwalić tak charyzmatycznym protagonistą jak Garret. Cyniczny, ale jednocześnie fascynujący, przez dwa tytuły niesamowicie angażował. Niestety, trzecia część, Deadly Shadows, bawiąca się z otwartym światem i zupełnie nieprzemyślany remake, pozbywający się oryginalnej postaci (i co gorsza, oryginalnego głosu!) pogrzebały tą postać.

Tym niemniej, co było, to było. Nothing has changed. All is as it was written. The Trickster is dead. Beware the dawn of the Metal Age


8. Silent Hill 4: The Room (Nagrody pocieszenia: Silent Hill 2)

Wciąż nie jestem do końca pewien, czy Silent Hill 2 to gra bardzo feministyczna, czy bardzo szowinistyczna, bo tak naprawdę jestem w stanie wysnuć przekonującą jej interpretację w każdą z tych stron. Nie zmienia to faktu, że była grą ważną. Mnie jednak najbardziej w pamięci utkwiła inna część cyklu. Pod wieloma względami słabsza (backtracking), ale mająca kilka elementów absolutnie wybitnych.

Silent Hill 4: Pokój. Budzisz się w swoim mieszkaniu, którego drzwi zostały zamknięte na niezliczoną ilość zamków. Przez okno nie jesteś w stanie wyjść, ani ściągnąć niczyjej uwagi. Co robisz?

Ten epizod pokazał mi między innymi czym Silent Hill potrafi tak dobrze straszyć. Wziąć miejsca, które normalnie nas niepokoją, ale ten niepokój skrywamy – szkoły i szpitale znane z poprzednich części, ale też świetną stację metra z tego epizodu – i ściągnąć z niej zasłonę normalności.

No i ta muzyka. Room of an Angel jest po prostu cudowny.


9. X-Com: Terror from the Deep(Nagród pocieszenia brak)

Na klasyczne UFO jakoś się nie załapałem, ale już jego sequel, X-com zajął mi długie tygodnie i zafascynował. Współczesne remake’i dają radę, ale chyba nic nie cofnie w pełni do tamtych lat i wypatrywania przeciwnika wśród gęstych zabudowań, modlenia się by nasi żołnierze trafili…


10. Myth 2  (nagrody pocieszenia Homeworld 2, Bastion, Pyre)

Uwielbiam gry z mocnym wątkiem narracyjnym, a Myth, z jego dziennikiem żołnierza w świecie wyrwanym bezpośrednio z kart Czarnej Kompanii (jednej z tych książek, które czytam co roku) wygrywa w kategorii przejmująca narracja. Historia pozostała zapamiętana, nawet gdy szczegóły gry mogły ulec zatarciu.


Więc to tyle. To moja lista. Zgadzamy sie, czy Fuzzy będzie miał okazję niedługo nieco podjeść? 😉