Chłopczyk w sukience, czyli nieco o Gender
W końcu, mimo mocnego oporu, przez sejm przeszła Konwencja o Przeciwdziałaniu Przemocy w Rodzinie. Opór przeciwko konwencji opierał się, w dużej mierze, na zarzutach o promowaniu „ideologii gender”, która dla typowego jej przeciwnika równa się obrazom przebierania chłopczyków w przedszkolu w sukienki. Różowe.
Co jest oczywiście i bezdyskusyjnie ogromną zbrodnią przeciwko wielowiekowej tradycji. Od dawien dawna bowiem mali chłopcy nosili spodnie (zwykle niebieskie), a małe dziewczynki sukienki. Białe albo różowe. To oczywiste i tak było zawsze!
No… pod warunkiem, że przez „zawsze” rozumiemy „od połowy XX wieku”, to owszem.
Słodka dziewczynka, prawda? Ta sukienka, te włoski. Jak dorośnie, na pewno będzie śliczną młodą dam…
AAAAA!!!
Skąd tu ten facet? Zmieniła płeć, zaraza jedna, szatańskie genderowe transseksualne nasienie!
Co? Nie było żadnej zmiany płci? Ten facet zawsze tam był?
Dokładnie.
Ta „dziewczynka” to młody Franklin Delano Roosevelt, przyszły prezydent USA. Za jego czasów małe dzieci obydwu płci ubierano w ubrania unisex, sukienki. Zwykle białe, bo najłatwiej było prać.
Nie wierzysz? Tutaj Ernest Hemmingway na spacerze z siostrą. Które jest które?
Idea ubrań pozwalających rozróżnić dzieci na pierwszy rzut oka jest w rzeczywistości bardzo świeża i w dużej mierze była zagrywką marketingową. Pomyśl – jeśli ubrania są unisex, to z dużym prawdopodobieństwem stare ubranko córeczki możesz użyć na synka gdy się narodzi i vice versa. Ale jeśli ubrania są przypisane do płci, to musisz już kupić oddzielne! Podwójny zysk!
Jeszcze ciekawiej było z kolorami. Gdy już bowiem zaczęto rezygnować z bieli na rzecz popularnych do dziś pasteli, wcale nie było jasne jaki kolor pasuje dla którego dziecka. W 1918 katalogi reklamowe sugerowały np. że różowy, jako kolor bardziej dynamiczny i silny pasuje dla młodych chłopców, a niebieski, jako kolor zwiewny i delikatny, jest idealny dla młodych dziewczynek! Inne katalogi dopasowywały kolor ubranek do koloru włosów lub oczu. Dopiero pod koniec lat 40-tych XX wieku, po II wojnie światowej, producenci podjęli decyzję za społeczeństwo i zdecydowali, że „niebieski dla chłopczyków, różowy dla dziewczynek”. I tak to się już utarło i stało się tak oczywiste, że dziś wydaje nam się nie do pomyślenia, że kiedykolwiek mogło być inaczej.
Podobnie zresztą z zabawkami. Sto lat temu generalnie większość dzieci miało szczęście jeśli miało JAKĄŚ zabawkę i takie rzeczy jak „zabawki dla dziewczyn” czy „zabawki dla chłopców” były skrajną fanaberią. Zarówno chłopcy jak i dziewczynki bawili się lalkami, itp. Dopiero wzrost majętności i wolnych środków finansowych doprowadził do powstania oddzielnych nurtów rynkowych i specjalizacji w zabawkach dla dziewczynek i chłopców.
Innymi słowy – nasze obecne stereotypy i wyobrażenia n.t. tego jak powinno się ubierać i czym powinny się bawić małe dzieci nie mają absolutnie nic wspólnego z „wieloletnią tradycją”, „tradycją chrześcijańską”, ani żadnym innym hasłem, które jest rzucane w sprzeciwie wobec (wypaczonej reprezentacji) gender studies. Nasze obecne stereotypy i wyobrażenia to nic innego jak bezmyślne tkwienie przy normach, które znamy z własnego dzieciństwa, a które są owocem działań marketingowych o historii krótszej niż 100 lat 😉 Chrześcijańską tradycją, jeśli już, było właśnie ubieranie chłopców i dziewczynek w sukienki 😛
P.S. Bardzo celowo nie chciałem w tym artykule wyjaśniać czemu takie a nie inne reprezentacje gender studies to skrajny idiotyzm i demonizacja nieznanego. Było to maglowane milion razy i trafia w mur. Pomyślałem więc, że warto spróbować od innej strony i po prostu pokazać, że nasze „wielowiekowe tradycje” to w rzeczywistości „półwiekowy marketing”. Może w ten sposób dotrze 😉