Wczorajsza wypowiedź wicepremier Bieńkowskiej podzieliła internet. Część osób wspiera ją, inne oburzają się na to, co postrzegają za arogancję władzy. A jak jest?

 Cóż, na poziomie obiektywnych faktów, Elżbieta Bieńkowska miała niewątpliwie racje. Wyolbrzymianie problemów, które były oczywiście trudne dla pechowych pasażerów, ale stanowiły pół promila wszystkich kursów PKP, jakie odbyły się w danym okresie, nie jest zachowaniem racjonalnym. Przy szacunku dla emocji i przeżyć dotkniętych tą sytuacją osób – taka ilość problemów była na poziomie błędu statystycznego. Zwracanie na nie uwagi było typowo medialnym szukaniem afery. Odpowiedź wicepremier, co do treści, była słuszna.

256px-Elżbieta_Bieńkowska_Kancelaria_Senatu

Aferę udało się jednak uzyskać, ponieważ ta sama odpowiedź nie była słuszna co do formy. Owszem, walenie „prosto z mostu” nie powinno być niczym złym – ale niestety jest. Ludzie oczekują od swoich przedstawicieli pewnego „ugładzenia”. Nie byłoby problemu, gdyby wicepremier Bieńkowska powiedziała np. „Przykro mi, niestety żyjemy w takim klimacie i tego typu sytuacje będą się zdarzać, zdarzają się też w innych krajach w naszej strefie klimatycznej. Przyjrzyjmy się jednak temu jak rzadkie to były wydarzenia – na cztery tysiące kursów, jedynie dwa miały problem, a więc jedynie pół promila. Wiem, że nie uspokoi to osób, które podróżowały akurat tymi dwoma kursami, ale warto oceniać tą sytuację z odpowiednim dystansem i przedstawiać ją w szerszym kontekście.”

Treść dokładnie ta sama. Jednak forma dopasowana do oczekiwań wyborców, którzy niestety, ale oczekują skruchy nawet wtedy, gdy sytuacja jest niezawiniona. Być może dlatego, że tak często tej skruchy brakuje politykom nawet w sytuacji, gdy ewidentnie są czegoś winni, ale takie bezpośrednie postawienie sprawy jest niestety czymś, co uderza w miłość własną wyborców. To typowe zachowanie wysokostatusowe, osoby dominującej – a takie zachowania są w naszej kulturze akceptowalne w komunikacji między dwoma politykami, ale nigdy między politykiem i wyborcą. Stąd m.in. taka popularność prezydenta Komorowskiego, który dobrze wykorzystuje tą miłość własną Polaków.

Nie da się też ukryć, że płeć wicepremier zapewne również odgrywała rolę. Dominująca kobieta jest w naszej kulturze wciąż zjawiskiem mało akceptowanym – gdyby te same słowa powiedział Adam Hoffman czy Janusz Palikot, prawdopodobnie nie spotkałyby się z taką reakcją.

Co niestety wskazuje po raz kolejny na podstawową lekcję dla naszych polityków – w kontaktach z wyborcami, zawsze należy demonstrować zachowania uległe. Innych wyborcy nie zniosą.