Nie ma wątpliwości, że sytuacja za naszą wschodnią granicą nie jest dobra. Jednocześnie może zdumiewać jednostronność, z jaką podchodzimy do całej sprawy. Przeglądając media, portale społecznościowe, itp. uzyskujemy jasny przekaz p.t. „Janukowycz zły, protestujący dobrzy.” Dlaczego tak łatwo przyjąć nam takie podejście?
Chciałbym zaznaczyć jedną istotną kwestię – w żaden sposób nie chcę usprawiedliwiać tego, co dzieje się na Ukrainie. Niezależnie od tego, czy wspomniana narracja „dobrzy protestujacy” jest prawdziwa, czy nie, rząd Ukrainy podjął wiele bardzo złych, być może wręcz przestępczych decyzji i powinien ponieść za nie odpowiedzialność. Nie da się też ukryć, że Ukrainę od lat trawią liczne postsowieckie patologie, a bieda i korupcja są tam obecne na poziomie, który trudno nam sobie nawet wyobrazić.
Nie zmienia to faktu, że obecne protesty stanowią brutalne zamieszki przeciwko władzy, która była demokratycznie wybrana i to przyzwoitą większością głosów – rządząca na Ukrainie koalicja wygrała nie tylko na liście krajowej (ponad 43%), ale też – miażdżąco – w okręgach jednomandatowych (114 mandatów ze 176 – 65%). Dla porównania, koalicja PO-PSL w Polsce miała 47% głosów w wyborach z 2011 roku. Nie można też powiedzieć, żeby idee protestujących wspierał cały naród. Ukraina jest zdecydowanie bardziej podzielona politycznie niż Polska (tak, to możliwe!) i o ile zachodnia część kraju (oraz młodzież w większości kraju) jest bardziej prozachodnia i chętna na otwarcie na Unię, o tyle wschodnia część kraju prezentuje mocno prorosyjskie nastroje, a południowy autonomiczny region – Krym – to obszar de facto uznający się za Rosję. Nie jest więc tak, że po zwycięstwie protestujących Ukraina stałaby się krajem wielkiej zgody – przeciwnie, różnice między regionami jeszcze bardziej by się pogłębiły.
Być może dlatego zachodnie media nie przedstawiają sprawy tak zerojedynkowo jak nasze, wskazując raczej na konflikt wewnętrzny w kraju niż na „bohaterskich protestujących i złe państwo”. Skąd jednak wzięła się u nas taka narracja? Przyjrzyjmy się prawdopodobnym psychologicznym powodom.
a) Zakotwiczenie na Arabską Wiosnę Ludów – efekt zakotwiczenia to proces psychologiczny zniekształcający naszą ocenę określonych wydarzeń, poprzez reinterpretację ich na rzecz innych, silnie funkcjonujących w naszej świadomości. Arabska Wiosna Ludów = słuszna walka ludności przeciwko tyranii, a przynajmniej tak o niej zwykle się myśli. A skoro AWL = słuszna walka przeciwko tyranii, to walki na Ukrainie = słuszna walka przeciwko tyranii.
Tak, to nielogiczne uproszczenie. Ale ludzie nie są logiczni.
b) Błędne analogie do naszej historii – jesteśmy mocno przywiązani do tego jak pewne sytuacje potoczyły się u nas. Nasz zryw przeciwko rządowi powiązanemu z Rosja był ogólnonarodowy i postrzegany jest jako absolutnie słuszny i uzasadniony. Nawet krytycy zarzucają mu co najwyżej zbyt małą skalę i zdecydowanie, nikt nie podważa jego sensu jako takiego. Łatwo więc uznać, że zryw na Ukrainie wygląda dokładnie tak samo.
c) Naturalna skłonność do preferowania „słabszych” – historia Dawida i Goliata silnie rezonuje w naszej kulturze. To jeden z podstawowych przekazów książek i filmów – w rywalizacji dużego z małym, to mały ma słuszność moralną. Zawsze i wszędzie. To oczywiście fikcja,ale potężna fikcja, bardzo silnie wpływająca na nasze postawy i oczekiwania. Fikcja szczególnie silnie budowana w naszej kulturze romantyczno-powstańczej. Tym łatwiej więc przenieść takie podejście na sytuację na Ukrainie.
W rzeczywistości sytuacja na Ukrainie jest po prostu złożona. Nie ma tam łatwych i prostych „dobrych odpowiedzi”. Nie ma łatwych i prostych rozwiązań. Nie ma nawet, wbrew temu czego wiele osób zdaje się emocjonalnie potrzebować, prostych i oczywistych łotrów.
Jakby to ujął facebook Ukrainy – status zwiazku: It’s complicated.