W świetle wstępnych danych nt. wyników kampanii samorządowej, zwłaszcza w zakresie rad miasta/dzielnicy/gminy muszę powiedzieć: myliłem się.
To bardzo gorzkie „myliłem się”, bo mówi dużo negatywnego o procesach decyzyjnych ludzi w tych, najbardziej wszak bezpośrednich z wyborów.
Niestety, okazuje się, że ludzie:
– będący działaczami lokalnymi
-zaangażowani w życie społeczności
– często nawet znani publicznie
– gotowi faktycznie chodzić od drzwi do drzwi i przekonywać wyborców…
… wciąż okazują się być mniej atrakcyjni dla wyborców niż nieznani nikomu licealiści mający jednak wysokie miejsce na listach „dużych partii”.
Myliłem się. Naprawdę sądziłem, że – przynajmniej w tej lokalnej skali – realne zachowania kandydatów będą ważniejsze niż przynależność partyjna. Uważałem, że przynajmniej na tym poziomie ludzie reagują na osoby, a nie na emblematy.
Myliłem się. Smutne, że w tak istotnej kwestii, ale cóż – myliłem się i tyle, nie ma co czarować rzeczywistości.
Przy okazji pokazuje to, że idea okręgów jednomandatowych nie ma większego znaczenia – bo koniec końców i tak będą się liczyły emblematy. Tym bardziej smutne.