Recenzja: Garth Ennis „Crossed”

Garth Ennis jest znany jako autor poruszający ostre tematy i robiący to bezkompromisowo. Wyjątkowo lubuje się też w tematyce okołoreligijnej, jak pokazuje choćby jego „Kaznodzieja” („Preacher”). Nie powinno więc specjalnie dziwić, że gdy przyszła jego kolej na stworzenie serii w klimatach plagi zombie, wybrał właśnie krzyż na symbol tej plagi.

Zombie Ennisa przypominają najbardziej te z „Black Gas” Ellisa – „Ukrzyżowanie” to plaga przenoszona przez płyny organiczne, zmieniająca ludzi w sadystycznych, upajających się cierpieniem (także własnym) psychopatów. Oznaką plagi są rany w kształcie krzyża pojawiające się na twarzy – stąd tytułowi „Ukrzyżowani”. Ukrzyżowani zwykle tworzą małe grupki, utrzymujące regularny rozmiar dzięki wewnętrznym walkom, wystarczy jednak, by wyczuli ślad niezarażonych, by skupili się na nich. „Ukrzyżowani” nie mają żadnych potrzeb samozachowawczych, pod tym względem są jak zombie… Jednak jeśli chodzi o to co robią z ludźmi, których dopadną…

crossed

Ennis zawsze poruszał ostre tematy. Ale nawet najostrzejsze, najbardziej szalone pomysły z „Kaznodziei” czy „The Boys” nie zbliżają się do „Crossed”. Ośmielę się powiedzieć, że Ennisowi udało się zawrzeć czyste zło w komiksie. Wątpę, by był w stanie to zrobić bez pomocy swojego grafika, ale jak by nie było, świat który przedstawił jest jednocześnie szalony i przekonujący. To coś, co w jakiś dziwny chory sposób mogłoby się wydarzyć. Jeśli sięgniesz do historii – do tego co działo się w średniowieczu z podbitymi miastami, do rzezi, którą rewolucja francuska urządziła w Wandei, do zbrodni armii japońskiej w Azji – to już się działo. To czym są „Ukrzyżowani” to nic więcej niż tylko najgorsze ludzkie bestialstwo, wyciągnięte na powierzchnię, bez niczego, łącznie z instynktem samozachowawczym, co mogłoby je powstrzymać.

Jedna z recenzji, z którymi się spotkałem sugerowała, że sceny działań „Ukrzyżowanych” są niepotrzebnie graficzne i można było je uciąć, zostawiając jedynie ich miny i krzyki ofiar, a czytelnicy dorobili by sobie resztę. Nie zgadzam się. Serio, jeśli uważasz, drogi Czytelniku, że sam w wyobraźni dorobiłbyś tak chore scenariusze, jakie przygotował Ennis, powiedz mi proszę o tym – będę wiedział, by trzymać się od Ciebie z bardzo daleka. I piszę to jako człowiek, który zupełnie nie czuje klimatu Hosteli czy innych „dzieł” z gatunku torture-porn, którego wręcz odrzucają. Sęk w tym, że w Crossed (przynajmniej tym Ennisowskim) ta chora przemoc ma swoje miejsce i uzasadnienie. Jest szokująca, owszem, jest wyrazem czegoś bardzo mrocznego w człowieku, jest powodem dla którego nigdy nie umówiłbym się na spotkanie w cztery oczy z Ennisem w domu na pustkowiach… Ale jest bardzo na miejscu i bardzo wzmacnia przekaz całości.

To właśnie sprawia, że ten komiks tak mocno zapada w pamięć. Ten temat był już wielokrotnie poruszany – choćby we wspomnianym „Black Gas”, czy w formie Reaversów w „Firefly” i „Serenity” Jossa Whedona. Ale jest coś w tym, jak pokazywany jest tutaj, co naprawdę uderza czytelnika. Może to ilość, może bezpośredniość. A może po prostu dyskretne, ale regularne podkreślanie, że nawet bohaterowie, którym kibicujemy mają to całe bestialstwo w sobie, po prostu nie wypuszczają go na zewnątrz. I być może to jest najbardziej przerażające.

Moim prywatnym hitem jest tu motyw w połowie komiksu, gdy bohaterowie napotykają przedszkolankę opiekującą się gromadką dzieci uratowanych z zagłady… I polującą z ich pomocą na podróżnych, tak by móc dzieciaki czymś – a precyzyjniej, ludzkim mięsem – wykarmić. Przedszkolanka ginie, a bohaterowie zostają z pytaniem co zrobić z dziećmi, których nie mogą ze sobą zabrać, a które zostawione same sobie zginą z głodu, wpadną w ręce ukrzyżowanych i zginą w bardzo wredny sposób… albo będą polowali i zabijali kolejnych ocalałych. To, jak sytuacja zostaje rozwiązana i to jakie budzi to emocje w czytelniku… IDEALNIE wyważone.

10/10 – Bardzo dobry komiks, dla ludzi o bardzo wytrzymałym żołądku i pozbawionych nadmiernych tabu.

Pojawiła się też druga część „Corssed: Family Values”, autorstwa innej ekipy. Nie jest to zły komiks, ale chyba zabrakło tam tego głównego przekazu z „Crossed”, mamy tam bardziej bezpośredni podział na dobrych i złych. Ale z drugiej strony, został jeszcze jeden numer do końca i być może autorzy naprawdę czymś zaskoczą.