Chciałbym powiedzieć, że mam mieszane uczucia odnośnie tej gry – ale nie mogę i w tym tkwi cała moja trudność. Ponieważ, mając pełną świadomość tego, że jako gra Mass Effect 2 jest zdecydowanie gorsza od pierwszej części trylogii, muszę stwierdzić, że naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Ładunek emocjonalny jaki niesie ze sobą ta gra jest tak ogromny, że jakiekolwiek jej niedociągnięcia spadają na dalszy plan.


Tak, są postacie, które mają mniej więcej tyle charyzmy co Kaidan Alenko z pierwszej części – czyli ani krzty. Tak, nowe mechanizmy walki, skanowania planet, itp. są w najlepszym wypadku żmudne i marnujące czas. Tak, pozbycie się możliwości zrobienia dziesiątków dodatkowych rzeczy, zebrania wszystkich insygniów Turiańskich, itp. zmniejsza zaangażowanie w grę i satysfakcję z niej płynącą. Tak, nowe lokacje są mniejsze i dają mniej możliwości niż w jedynce.

Creative Commons 2.0 http://goo.gl/GXCtmv

Creative Commons 2.0 http://goo.gl/GXCtmv

I wiesz co? Nie ma to żadnego znaczenia. Bo o ile nie wszystkie postacie budzą emocje, te które budzą, robią to po mistrzowsku. Bo o ile jest dużo mniej faktycznych misji, o tyle przynajmniej niektóre z nich budują naprawdę ciekawe i wciągające historie.

Mass Effect 2 to growy odpowiednik efektu Dr. Fox’a. Niezależnie od faktycznej treści, emocje które wzbudza są tak silne, że nie ma wyjścia, tą grę trzeba ciepło wspominać. To historia którą naprawdę warto przeżyć.

I za to właśnie, niezależnie od wszystkich niedociągnięć, autorom należą się wielkie brawa.