W jakich restauracjach w Warszawie warto zbankrutować?

Lubię dobrze zjeść. (Jakby nie było widać 😉 ) Cieszę się, że mieszkam w mieście, które umożliwia to na tak wiele sposobów. Połączenie wysokich zarobków mieszkańców, dużej ilości przyjezdnych biznesmenów oraz intensywnego trybu życia wszystkich obecnych – to wszystko czyni Warszawę idealnym miejscem dla restauratorów. A w efekcie również dla smakoszy, tudzież zwykłych żarłoków jak niżej podpisany 😉

Przez lata zdarzało nam się bywać w wielu lokalach w Warszawie. Niektóre uwielbiamy i życzymy im wielu udanych lat. Niektórych nie znosimy i kibicujemy ich szybkiemu upadkowi. O ile mowa o knajpie, gdzie zostawisz 20,30 czy 50 zł na osobę, nie jest to jeszcze tragedią. Gorzej, gdy sprawa dotyczy droższych lokali,  gdzie rachunki będą opiewały na kilkaset złotych. Dla wielu ludzi wieczór w takim lokalu będzie czymś, na co oszczędzali przez dłuższy czas. Jak sprawić, by nie były to pieniądze wyrzucone w błoto?

Poniżej chciałem podzielić się moim subiektywnym przeglądem droższych lokali, jakie miałem okazję bywać, wraz z subiektywną oceną cena/jakość – czy warto zapłacić tyle za taki posiłek?

Tak, to jedzenie. A precyzyjniej talerz + mikroporcyjka jedzenia.

L’Enfant Terrible, ul. Sandomierska 13

Restauracja francuska na Mokotowie. Niezwykle przytulne i urokliwe wnętrze. Bardzo dobre jedzenie (porcje mogłyby być większe, ale da się wyjść bez potrzeby wspierania się kebabem 😉 ). Świetny, ciepły, przyjemny klimat. Jest drogo, ale wiesz za co płacisz.

Cena/jakość: 5/5, zdecydowanie warto zbankrutować 🙂


La Brasserie Moderne, ul. Królewska 11

Lokal testowany przy okazji jednego z Warsaw Restaurant Week. Ich „popisowe” menu, cóż, nie popisało się. Było to ok, ale nie zachęciło do powrotu, co w połączeniu z iście absurdalnymi cenami trunków (18 zł za butelkę wody, 25 zł za kieliszek wina domowego, 49 zł za kieliszek szampana) zdecydowanie zniechęca.

Cena/jakość: 2/5, nie warto bankrutować 🙁


Bistro de Paris, plac Piłsudskiego 9

W Bistro próbowaliśmy menu degustacyjne (7 dań, 210 zł wraz z winem na osobę, dostępne tylko okazjonalnie) i było bardzo dobrze. Jedzenie nie jest tak przekombinowane jak np. w Platterze, czy Amaro, jest natomiast po prostu bardzo smaczne i w dość przyzwoitych, jak na menu degustacyjne, ilościach. Do tego bardzo przyjemna atmosfera (dużo robi też zagadujący do gości Michel Moran). Zdecydowanie w mojej czołówce na Warszawę.

Cena/jakość: 5/5, zdecydowanie warto zbankrutować 🙂


Platter, Emilii Plater 49

W Platterze byliśmy dwukrotnie, raz jako goście, raz dla uczczenia naszej rocznicy ślubu. Za pierwszym razem jedliśmy dania z karty, za drugim mieliśmy menu degustacyjne.

Powiedzmy sobie szczerze, Platter jest obłędnie drogi. Butelka wody kosztowała tu 30 zł (ponoć od tego czasu jeszcze podrożała – nie ma jak szybko sprawdzić, bo w menu się nie pojawia), najtańsze wino 120 zł za butelkę (najdroższe wymienione w karcie to kilka tysięcy). Do tego przy menu degustacyjnym porcje są naprawdę malutkie. Dosłownie ma się ochotę po wyjściu zagryźć kebabem, co nieco irytuje, gdy wydało się właśnie kilkaset złotych na posiłek…

To powiedziawszy, sam posiłek jest po prostu obłędny i – jeśli Cię stać – warty tych pieniędzy. Normalnie kończę jeść dużo szybciej niż moja żona, tym razem kończyłem po niej, dzieląc porcje na mikrokawałeczki, byle tylko dłużej delektować się tymi smakami.

Cena/jakość: 4/5, raczej warto bankrutować 😉


Atelier Amaro, Agrykola 1

Słynna za sprawą pierwszej gwiazdki Michelin w Polsce, Atelier Amaro jest droższa nawet od Plattera (menu degustacyjne 5 dań to 260 zł, 8 dań to 320). Jedzenie stylizowane jest tu bardziej na doświadczenie, grę detali (np. podając polędwicę z sosem rozlanym na talerzu niczym krew, kelnerka miała specjalnie do tego dania fartuch z dopasowanym wzorem „rozlanej krwi”, podając danie z elementami miodowymi przystawiła świeczkę z pszczelego wosku, itp.). To powiedziawszy, same dania były dość różnej jakości, niektóre bardzo dobre, niektóre bardzo przeciętne. Wyraźnie „doświadczenie jedzenia” jest tu ważniejsze niż jego smak.

I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że nasze 8 mikro dań podawanych było przez jakieś 4 godziny… Do lokalu weszliśmy o 18.50. Ostatnie danie dostaliśmy przed 23…

Umęczyliśmy się tym tak, że dosłownie następnego dnia mieliśmy ataki paniki na myśl o tym, że mielibyśmy tam wrócić (i to niezależnie od tego, czy sami mielibyśmy pokrywać rachunek, czy ktoś by stawiał).

Sorry, tak nie może być.

A, dodam, że poinformowaliśmy później obsługę o tym, że z podawaniem dań było coś nie tak, ale restauracja (choć przyznała, po weryfikacji, że były problemy) nijak nie zareagowała, nie było żadnej próby naprawy zepsutego wrażenia. Przy takich cenach i takiej klasie restauracji, oczekuję czegoś zdecydowanie innego.

Cena/jakość: 0/5, uciekaj! 🙁


U Fukiera, Rynek Starego Miasta 27

Restauracja Magdy Gessler w której lobby jest wycinek prasowy o nagrodzie przyznanym w rankingu… Magdy Gessler. Ekhm…

Jedyny powód, dla którego U Fukiera jeszcze działa w takiej formie, to lokalizacja i polowanie na turystów. Atmosfera jest potwornie męcząca – muzyka przedwojenna, ale w ciężkich, nieprzyjemnych aranżacjach i puszczona na dość krótkiej pętli. Wnętrze tonące w absurdalnych bibelotach rodem z ubogiej kuzynki Cepelii, w ilościach nie pozwalających poczucie jakiegokolwiek komfortu. To knajpa, w której człowiek się po prostu dusi… Po kilkudziesięciu minutach prostu pragnęliśmy z tego lokalu wyjść…

Byliśmy tam korzystając z kuponu Go Out, więc zapłaciliśmy i tak wyraźnie mniej niż normalnie. Porcje owszem, były duże, ale jakościowo bardzo, bardzo przeciętnie, warte GÓRA połowy tego.

Zmniejszyć ceny o połowę, wywalić na śmietnik 85% dekoracji i byłaby z tego sensowna restauracja. W obecnym standardzie zdecydowanie nie warto.

Cena/jakość: 1/5, strzeż się 🙁


Sowa i Przyjaciele – restauracja już nie funkcjonuje, ale szef kuchni ma nowy lokal, N31 na Nowogrodzkiej, obstawiam, że jakość będzie podobna.

Potrafię zrozumieć, czemu polityków nagrano akurat u Sowy. Ta restauracja miała w sobie niezwykłą przytulność, była miejscem wręcz idealnie nadającym się na prywatne rozmowy. No to ludzie rozmawiali.

Jedzenie bardzo dobre, dania sprawiające wrażenie małych, ale wyszliśmy solidnie najedzeni. Sowa miała też regularnie różnego rodzaju ciekawe promocje, więc dawało się tam zjeść w naprawdę przyzwoitej cenie.

Cena/jakość: 4/5, a chciałem dać popis karaoke i zobaczyć, czy Wprost wydrukuje… 🙁


Specjalna adnotacja – wiem, ta knajpa nie jest w Warszawie, ale tylu warszawiaków tam widzieliśmy, że równie dobrze mogłaby być. Plus, po prostu trzeba o niej wspomnieć:

Cyrano & Roxane, Sopot, Bohaterów Monte Cassino 11

Wstąpiliśmy tam kiedyś na wakacjach na kieliszek wina i drobną przekąskę.  Wracaliśmy na koniec dnia do hotelu i Beata stwierdziła, że dla odmiany fajnie byłoby napić się wina, a nie piwa. Taka mała niepozorna knajpka tuż przy torach i przejściu podziemnym…

Wstąpiliśmy raz… I od tego czasu jest to stały punkt naszego corocznego pobytu w Sopocie.

Wspaniała atmosfera, którą tworzy głównie niesamowity właściciel, Mark, gaskończyk osiadły w Polsce, ale starający się odtworzyć u nas klimat francuskiej oberży. Cudowne jedzenie (KONIECZNIE spróbujcie ich kaczki, pieczonej 12 godzin zgodnie z rodzinnym przepisem). Nie jest najtaniej (popisowa kaczka to 65 zł, inne dania 45-80, w zależności od sezonu), choć nie jest to też poziom cenowy większości z restauracji o których wspomniałem wyżej. Ceny są za to ZDECYDOWANIE uzasadnione. Gorąco polecam.

Cena/jakość: 5/5, zdecydowanie warto zbankrutować 🙂


W kolejnym wpisie postaram się podpowiedzieć jak można z takich droższych restauracji skorzystać wydając nieco mniej pieniędzy. (Oraz na pułapki, które przy tym czekają…)